Recenzja filmu

Na zawsze Laurence (2012)
Xavier Dolan
Melvil Poupaud
Suzanne Clément

Miłość nade wszystko

"Na zawsze Laurence" to jak dotychczas najpełniejszy i najdojrzalszy film Xaviera Dolana. Zarzuty o brak konsekwencji, przeestetyzowanie czy pseudointelektualny ton świadczą jedynie o całkowitym
"Na zawsze Laurence" to jak dotychczas najpełniejszy i najdojrzalszy film Xaviera Dolana. Zarzuty o brak konsekwencji, przeestetyzowanie czy pseudointelektualny ton świadczą jedynie o całkowitym odrzuceniu świadomej i wbrew pozorom zrównoważonej filmowe formie Kanadyjczyka.

Tym razem, Dolan konfrontuje silnie zindywidualizowaną potrzebę manifestacji własnej tożsamości z drapieżnym i gorącym uczuciem. Jest rok 1989. Poznajemy Laurence'a i zakochaną w nim do szaleństwa Fred. Główny bohater, Laurence Alia, to trzydziestoletni wykładowca, który  postanawia oznajmić wszystkim, że pragnie odtąd być kobietą. Mężczyzna żył dotychczas nadzieją na swoisty coming out. Wreszcie uznał, że teraz jest najwyższy czas, by ujawnić swoją prawdziwą naturę.

Wbrew pozorom transformacja tożsamości seksualnej nie jest głównym tematem tego filmu. Jest nią miłość zaznaczona już w tytułowym "wyznaniu miłosnym" (w wolnym tłumaczeniu "Laurence ponad wszystko"), które można przypisać bohaterce granej znakomicie przez Suzanne Clément. To ona jest osią całej fabuły, najmocniejszym elementem obrazu Dolana.
Fred/Frederique uosabia w sobie najwspanialsze cechy miłości: oddanie, szaleństwo i bezgraniczna niemal gotowość do poświęcenia (miłość do partnera okazuje się silniejsza niż miłość do dziecka). Laurence natomiast, stając się kobietą, nabiera pewności siebie, buduje swoją kobiecość od podstaw, co stanowi dla niego nie lada wyzwanie. Czymże jest świadoma manifestacja własnej odmienności wobec dwudziestoletniej wewnętrznej walki! Ujawnienie prawdziwej tożsamości jest jak pierwszy oddech, wolność – wyrażona w rozwoju fabuły intertekstualnym zapisem na płótnie Leonarda Da Vinci (warto w tym miejscu dodać, iż słynna La Gioconda, według niektórych interpretatorów była jedynie wytworem wyobraźni malarza i stanowi "kobiecy autoportret" mistrza).

Poza pełną interpretacyjnych tropów, niejednoznacznych, łamiących schematy scen fabułą, ponad dwu i pół godzinny seans zachwyca wizualnie. Dolan stosuje "teledyskową estetykę", kampową wręcz przesadę i kicz przystosowany do ram opowieści. Wysmakowane i dopieszczone kadry zachwycą zwłaszcza entuzjastów drugiego z filmów Xaviera Dolana, w którym muzyka stanowi integralną część podrasowanych w technice slow motion sekwencji.

To nie jest film o odmienności czy tolerancji, ale pean o sile miłości. Reżyser z powodzeniem ucieka od wyidealizowanej, pięknej, aczkolwiek nic nieznaczącej widokówki. Szamotanie się, walka z samym sobą, bunt i zwątpienie niczego nie zmienią. Wydawać by się mogło, iż jedynym właściwym wyborem jest brak wyboru, działania i prób wpływania na to, co ma się stać. Już Hesse pisał: "Miłość nie powinna prosić ani żądać. Miłość musi posiadać siłę, dzięki której dojdzie sama w sobie do pewności. I wtedy nie ją cokolwiek ciągnąć będzie, lecz ona zacznie przyciągać". 
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Miłość nie zna granic. Ten rozwałkowany przez kinematografię w tę i we w tę slogan znalazł potwierdzenie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones